Upsss…… moje dziecko przeklina !

02 kw. Upsss…… moje dziecko przeklina !

 

Co robić ? Reagować (od „spokojnie wytłumaczyć”  do „po ludzku” złoić skórę) czy udawać, że się nie słyszy? Trudny orzech do zgryzienia, szczególnie, gdy zakazane słowa w ustach (ciągle dla nas słodkiego) malucha zwiększają częstotliwość.

Skąd to się bierze ? Normalnie: z otoczenia. W większości domów przeklina się w sposób jawny, a dzieci od najmłodszych lat są przyzwyczajane do „brzydkich słów”, których nie wolno im wypowiadać.  Dzieci są  naśladowcami, oczywiste zatem  jest to, że będą te przekleństwa powtarzać. Kwestia subiektywna – co już jest przekleństwem, a co jeszcze nie. Część z wulgaryzmów na przestrzeni lat uległa znacznemu zneutralizowaniu, część się wyostrzyła,  inna – totalnie zmieniła znaczenie. To, jakie to będą słowa, w znacznym stopniu warunkuje dom rodzinny, środowisko w jakim dziecko dorasta (przedszkole, koledzy z podwórka, dziadkowie ect.). O ile w przypadku nastolatka przeklinanie to element doboru języka „broni”, której mógłby użyć w rozmowie,  zainteresowanie dorosłych,  identyfikacja z grupą rówieśniczą czy też testowanie wszelkich zasad i norm odgórnie ustalonych, to przedszkolaka fascynuje efekt, który uzyskuje używając „zakazanego owocu”. Przerażenie na twarzy rodzica tuż po usłyszeniu pierwszej „k…” z ust 4-latka ma do tego działanie wzmacniające, ale za nasze własne emocje niewiele już możemy poradzić. Co wówczas robić? Najlepiej szczerze, spokojnie ustosunkować się do wypowiadanej kwestii. Dzieci w tym wieku najczęściej nie rozumieją kontekstu, w którym pojawiły się przekleństwa – czy służą one faktycznemu rozładowaniu negatywnych emocji, czy też zastępują niedobory językowe osoby, która się nimi posługuje. Jedną z największych wartości, jakie możemy przekazać dzieciom jest autentyczność. Dzieci doskonale czują, że przekleństwa mają wartość uderzeniową. Jeśli dziecko opracowało nawyk przeklinania, rodzic może ignorować wulgarne wyrażenia, ale jednocześnie zwracać uwagę na wypowiedzi, które są od nich wolne. Powiedzieć: „widzę, że udało ci się to powiedzieć inaczej”, „lubię, kiedy tak do mnie mówisz”. Często dorośli nieumyślnie zachęcają do stosowania przekleństw, wzmacniając te zachowania, których chcieliby uniknąć, poprzez zbyt częste zwracanie uwagi, napominanie i karanie.

Powiedzmy sobie szczerze – w życiu każdego z nas są takie momenty, kiedy „kurka wodna” nie jest wystarczającym opisem sytuacji czy emocji. Jeżeli potrzebujemy rozładować napięcie przeklinając – po prostu to zróbmy. Byle  nie za często i bez użycia przemocy i w miarę możliwości nie przy dzieciach. My rodzice, jesteśmy w końcu tylko ludźmi. Dobry pomysł w tej kwestii ma profesor Jerzy Bralczyk: „przekleństwa są potrzebne w każdym języku. Ale trzeba się z nimi obchodzić ostrożnie i stosować jak najrzadziej. (…) Kiedy trudno być cicho, mogę tak przekląć, żeby siłę złości skierować tam, gdzie się przyda. Choćby do rozbawienia. (…) Można stosować świeże i zabawne rusinki lub odkryć w sobie talent wymyślania osobnych słów na każde denerwujące zdarzenie”. Za tą ostatnią poradę wybitnego językoznawcy poszedł zresztą Michał Rusinek (pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego, pisarz i świetny tłumacz), autor dziecięcego wierszowanego przewodnika po przekleństwach „Jak przeklinać. Poradnik dla dzieci”. Tym, których takie pozycje oburzają warto powiedzieć, że to przewodnik dość nietypowy, bo w rzeczywistości jest zbiorem przekleństw wymyślonych przez dzieci – absurdalnych, obfitujących w zaskakujące skojarzenia, pomagających wyrażać emocje, które trudno nazwać. Wśród nich na uwagę zasługuje całkiem spora gromada: „O, oskoma!” „A niech to Amarylis!”, „Pucho marna!”, „A niech mnie rekin powącha!”. Brzmi lepiej?

A jakie są Wasze doświadczenia ?