Matka też człowiek, czyli o tym jak być rodzicem i pozostać sobą.

26 maja Matka też człowiek, czyli o tym jak być rodzicem i pozostać sobą.

 

Dzisiaj 26 maja – Dzień Matki, a matka w Polsce to niemal świętość. Karmicielka, kochająca, cierpliwa, zawsze czujna, gotowa do poświęceń dla dziecka i rodziny, strażniczka domowego ogniska– jednym słowem wzór wszelkich cnót. Zawsze na pierwszym miejscu stawiająca dziecko, potem rodzinę, potem dziecko,  dalej rodzina, dalej dziecko, rodzina, dziecko, rodzina …..(no bo jakże może być inaczej?) Która z Was drogie Panie (tylko szczerze!) -szczególnie na początku przygody z macierzyństwem –  nie miały poczucia winy, gdy robiłyście coś tylko dla siebie ? Czy te skradzione chwile: kawa z przyjaciółką, czytanie ulubionej książki czy wypad do centrum handlowego po ciuchy – mogą się odbyć bez wyrzutów sumienia ? Czy mimo pozostawienia pod najlepszą opieką swojego aniołka nie da się oderwać od ciągłych myśli: „czy przewinięte?”, „czy nie płacze”, „czy już zasnęło”?. Dlaczego tak się dzieje ?  Czy mamy we krwi wychowane w duchu martyrologii, a może powoduje to wmawiany i podtrzymywany przez media ideał  „Matki Polki”, czy to tylko szalejące hormony ?

Coraz częściej spotykam matki, które czują się, jakby nie istniały. Żyją pod presją „bycia supermamą”, perfekcyjną panią domu, oceną otoczenia, nadmiarem codziennych obowiązków, miotając się pomiędzy opieką nad dzieckiem a własnymi potrzebami, marzeniami i ambicjami. Gdy podejmują pracę zawodową – źle – bo zaniedbują dziecko. Gdy decydują się na pozostanie w domu – też źle – bo nie będą w przyszłości autorytetem dla dziecka. Do tego wg. oceny niejednej życzliwej teściowej, cioci, babci sąsiadki – wszystko robią źle: nie tak  karmi, przewija, ubiera. Przykłady można mnożyć w nieskończoność. Powiedzmy sobie szczerze – wychowywanie i opieka nad dzieckiem to niekoniecznie sielanka, i to niezależnie od tego, czy pracujemy zawodowo czy opiekujemy się w domu maluchem. Każdy rodzic ma czasem dość, choć nie każdy się do tego przyznaje. Czasem zaklnie i płacze. A nie zawsze możemy liczyć na wsparcie najbliższych (choć czasem brak najbardziej tego emocjonalnego). Ogromna miłość do dziecka pozwala przetrwać bezsenne noce, trwanie w stanie ciągłej gotowości,  żmudną rutynę dzień w dzień, ale co z nami? Rodzi się frustracja i zniechęcenie, a z nich emanują nie fajne emocje: „kwaśne miny”, postawa na „nie”, poczucie bycia w pułapce. To ostatni dzwonek, aby zadbać o siebie i o swoje potrzeby, a korzyści dla wszystkich zainteresowanych stron są niezliczone ! Żeby być sobą, konieczna jest dawka asertywności, jednak zazwyczaj pierwszą i najcięższą batalię matka musi stoczyć sama ze sobą …

Warto odszukać tamtą dziewczynę sprzed ciąży, sięgnąć po to, co sprawiało nam radość, po nieco już przykurzone pasje i marzenia, aby potem pokazać je swoim dzieciom.  Każdy ma prawo czasami po prostu nic nie robić. Matka też. I nie musi się z tego nikomu tłumaczyć, zwłaszcza, przed sobą. Ma prawo z pilotem i drinkiem poleżeć na kanapie. Nie zmieni się gwałtownie liczba członków rodziny, z powodu nieugotowanego obiadu i kolacji. Posprzątać też można kiedy indziej; pranie zrobi się jutro. I świat nadal będzie istniał. Warto być egoistką nie tylko dla siebie, w końcu to my, musimy nauczyć nasze dzieci, jak mówić „nie”, tak, aby w przyszłości było asertywne, dbało o swoje potrzeby, nie dało się wykorzystać i skrzywdzić. Najlepiej uczyć na własnym przykładzie. Pamiętajcie – ciągłe wyręczanie i obsługiwanie jest „niepedagogiczne” – zabija samodzielność i kreatywność.  No i liczy się też jakość czasu spędzonego z dzieckiem a nie tylko ilość (przy garach i mopie)! Dla Twojego dziecka i tak jesteś i będziesz najlepszą mama na świecie. Warto być dobrą dla siebie.